Dziś włączam tiwi na forfantiwi patrzę a tu mają dzień z Majkelem Dżeksonem .

W jednej chwili przeniosłem się w czasie do dnia 19.09.1996r.  gdzie razem z trzema innymi kolegami mazdą 323 1-ką wyruszyliśmy z naszej wioski na zachodzie Nowa Sól do trochę większej prowincji na wschodzie  Warszawa, żeby osobiście spotkać się z naszym wspólnym kolegą z ekranu telewizyjnego czyli z Majkelem Dżeksonem.

Wyjechaliśmy dzień wcześniej ,żeby nie gnać na łep na szyję, koczowisko załatwił kolega K. , (którego autem jechaliśmy) w Sochaczewie u jakiś panien dwóch.

Bardzo przyjemna podróż, powoli bez gnania, na wesoło. Przed wyjazdem już wyłoniły się preferencje uczestnikiów podróży czym będziemy się raczyć na miejscu. Ja i kolega G. wybraliśmy sprawdzony sposób czyli czystą a kolega K. i kolega B. w związku, że jeden z nich był fachowcem od specyfików bardziej egzotycznych mieli w zanadrzu coś bardziej wyszukanego. To coś było kompletnie poza zainteresowaniem moim i kolegi G. my konserwatywnie nabyliśmy baretię szturmowa pt. wódka czysta, inne tematy dla nas nie istniały i jak się okazuje do dziś nie muszą istnieć.

Po dojechaniu na miejsce do Sochaczewa zaczął się nasz prywatny support czyli koncert przed koncertem, jak wspomniałem siły były podzielone po równo, dwóch procenty dwóch specyfiki inne czyli  “biały proch do dubeltówki” i jeden lubiał oglądać znaczki z bliska jakby miał jaskrę kładł sobie tego znaczka na oko i się delektował jego widokiem takie maciupeńkie gówno a tak się wpatrywał, że aż zobaczył potem zombi i lorda wadera. Co się działo potem opisywać nie będę tylko przeskoczę czasowo .

Jest dzień koncertu 20.09.1996  rano.

 

Dzień wcześniej siedzieliśmy w czwórkę, było wesoło, wiadomo w pewnym momencie  mnie i kolege G. ścięło na kimę i tak uczyniliśmy.

Budzimy się ja i kolega G. delikatnie napuchnięta bania do tego zapotrzebowanie wzmożone na płyn ale co widzimy.

Kolega B. i kolega K. siedzą w tych samych pozycjach co powiedzmy kilka godzin wstecz jak jeszcze była balanga , identycznie , już przy przebudzeniu słyszę dyskusję ale kompletnie bez ładu i składu.

Wyglądało to tak jakby ktoś miał zasób słów ale miał spięcie w mózgu i nie potrafił tych słów skleić w sensowne zdanie.

Słowa były, niby jakaś opowieść ale o niczym,czyli pomyje wylatywały im z ryja.

Dramat, to był kolejny sygnał dla mnie ,że narkotyki to jest gorzej jak gówno bo gówna jakbym się najadł to by mi śmierdziało z papy ale podejrzewam ,że rozumu by mi nie odjęło a tu niby z mordy nie wali ale czajnik mamy roz…ny dokumentnie.

Ok, potem przyszła dolina ale doszli do siebie na popołudnie jak mieliśmy jechać na bemowo.

Po drodze ja i kolega G. rozpieczętowaliśmy jeszcze butelkę, żeby rozluźnić stawy przed wjazdem na koncert.

Kolega B. i kolega K. nie byli zainteresowani niczym.

Robimy podjazd w oklice lotniska bemowo , samochodów jak nasrał, miejsc do zaparkowania owszem ale na wytyczonych parkingach a przed nimi kasjerzy. W związku z tym ,że nie było nam na rękę płacić za taką nędzną usługę to zostawiliśmy japońskiego “kadilaka” z lat 80-tych gdzieś między blokami i obcas-palce, obcas-palce  spokojnym krokiem doszliśmy na miejsce.

Mieliśmy już wcześniej kupione bilety, dużo przed koncertem , kosztowały 30 zł sztuka i były na XXV (25) sektor .

Jak na miejscu zobaczyliśmy rozkład miejsc i to gdzie znajduje się nasz  sektor, na który mieliśmy bilety to zrobiło się trochę ponuro.

Raz w życiu trafia się okazja, żeby spotkać się z Majkelem w cztery oczy a tu okazuje się, że niby będzie gdzieś blisko nas ale prawdopodobnie nawet nie byłby widoczny.

Postanawiamy kupić bilety na szpicy w I rzędzie od koni.

Cena nominalna bieletu w pierwszym sektorze to 50zł  ma płacimy 150zł za sztukę ale jest jeden oportunista , kolega G. powiedział ,że ni chuchu nie zapłaci i chce założyć się z nami ,że będzie bliżej sceny jak my.

– Dzis jestem przekonanym, że te bilety to lewizna.Zabezpieczenia wówczas były żadne,hologram to parodia. Bilety jak patrzę na nie dziś różnią się od siebie, proszę zobaczyć samemu ale cóż skutecznie doprowadziły nas do Majkela to wówczas było najważniejsze.-

Wyśmialiśmy go wspólnie i zrobiło nam się go żal ,że będzie wąchał pachy innych śliniących się tylko na głos z głośnika ale nic nie widzących ziomków w jego sektorze.

Atakujemy bramki.

Nasz sektor ten, na który kupiliśmy bilety od męskiej kobyły czyli od konia jest po lewej stronie patrząc na przeciw sceny. W środku sektor dla wipów, nasz obok po lewej stronie od sceny, która była wysoko nad ziemią,  bardzo bardzo blisko.

Ja , B. i K. szliśmy razem bo mieliśmy bilet na ten sam sektor ale co widzimy kolega G. również idzie z nami , po przejściu pierwszej bramki totalny burdel nikt nie sprawdzał biletów przy wejściu na sektory i tak oto okazało się ,że kolega G. miał rację nie zainwestował w drugi bilet a był tam gdzie my.

Koncert chyba rozpoczęła “formacja nieżywych schabów” ale minęło tyle lat, że nie pamiętam kto grał w saporcie, nie istotne.

Do sedna, jak zaczął Majkel totalny szok , nagłośnienie takie ,że nogawki w spodniach ruszały mi się jak dzwon (z budowy dzwona: moja noga to było serce a nogawka to płaszcz ), brzuch odbijał bas, szok naprawdę szok. Żeby była jasność wcześniej byłem na kilku koncetach rodzimych kapel , t. love , ira , proletariat ,lady pank, chłopcy z placu broni i nie pamiętam co jeszcze ale nagłośnienie na poprzednich koncertach a tym Majkela to tak jakby porównać muzykę puszczoną z popularnego wówczas magnetofonu tzw. jamnika a muzykę zapuszczoną z wysokiej jakości “wieży” . Każdy dżwięk był doskonale słyszalny , basy kiwały całym człowiekiem , nie zapomiane uczucie .

 

 

Dziś wiem, że bynajmniej część utworów Majkel walił z plejbeku ale nie miało to dla mnie wówczas żadnego znaczenia.Dziś również nie ma.

Kolega K. miał dosyć miejsca  w którym staliśmy, było mu za daleko a byliśmy naprawdę blisko, było widać dokładnie Majkela i wszystkie szczegóły na scenie.

On postanowił, że chce być w pierwszym rzędzie uznaliśmy ,że go pojebało i zaraz koncert dla niego skończy się na zapleczu w namiocie dla awaturujących się.

Zaczął symulować na głos, że coś go dygło, “ałaaaaaaa ałaaaaaa ałaaaaaaaa, mam bulimie” zaczął drzeć papę na cały regulator.

Nawet ja mechanik samochodowy wiedziałem ,że bulimia to od niedojedzenia coś i raczej nie wymyśłił bym tego jako atak .

K…a ochroniarze się na niego rzucili ludziom kazali ponieść go na rękach i przenieść do strefy ochronnej na samym przodzie był taki wolny pas za barierkami, falował na rękach jak na koncertach jakie oglądałem na mtv szok !

K. po chwili był na szpicy przy samej scenie, nie wierzyłem, że może mu się to udać prędzej podejrzewałem ,że dostanie kopa za symulowanie i go pogonią całkowicie a tu pomyłka wirował dalszą część koncertu może nie trzymając majkela za rączki ale jakby miał banana to by nim do niego dorzucił .

Udało mu się, chyba jeszcze ułańska fantazja z dnia wczorajszego go trzymała.

Koncert zajebisty , nie zapomnę go do końca żywota, ponoć było coś około 120.000 głów, możliwe bo tłum był okropony.

Pierwsza liga, polecam koncert na”żywo” każdemu, kto ma jakiegoś idola, przeżycie nie do pisania ,żaden telewizor , żaden sprzęt grający nie odda emocji jak koncert na żywo. Ten dżwięk, tłum, emocje nie do opisania, serce waliło jak po 10 kilometrach biegu a takie dystanse biegam ćwiczebnie więc mam porównanie.

Jakby Majkelowi się nie zmarło i byłby koncert w okolicy prawdopodobnie wybrał bym się ponownie.

Na dole dla mniedowiarków foto biletów, które mam do dziś na pamiątkę tamtego wydarzenia.

Pozdrawiam ewrywszystkich.